poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Bunyetes - wielkanocna tradycja Roussillon

      Bunyetes - to tradycyjne ciastka katalońskiego pochodzenia, które w Roussillon pojawiają się w cukierniach i w domach jeden raz do roku - w okresie Wielkanocy. Z wyglądu przypominają coś jak ogromny faworek w kształcie sporego owalnego placka.


Wielkanocne Bunyetes z Roussillon
      Tradycyjnie robiono je "grupowo" w kilka osób, kilka rodzin lub po sąsiedzku.  W naszym "mas"(dom/ferma na wsi na południu Francji) robiono je przed laty w ilościach iście hurtowych. Cała wiejska uliczka potem się nimi objadała. Babcia mego małżonka była znana ze swych bunyetes i wiele rodzin robiło je w naszym sąsiedztwie na postawie jej przepisu jeszcze długo po jej śmierci. Dwa lata temu porwałam się po raz pierwszy na to ogromne przedsięwzięcie.  Z zeszłym roku byliśmy w podróży i nie było okazji. W tym roku robiliśmy więc drugą edycję wieczoru z bunyetes:)

       W przepisie po babci było między innymi ponad 30 jaj i 4,5 kilograma mąki. Mimo zmniejszenia proporcji o połowę, dwa lata temu i tak wyszła mi cała góra owych bunyetes. Sąsiadki, które dały mi przepis po babci , zgodnie osądziły, że nie wyszły najgorzej. Wyrabianie ciasta, rośnięcie i smażenie zabrało mi wtedy cały dzień.

       W tym roku jednak postanowiłam drastycznie zmniejszyć ilość końcową. W końcu tradycja tradycją, ale nie było sensu robić ilości jak na pułk wojska:)


Sięgnęłam też dla odmiany po przepis słynnej lokalnej znawczyni kuchni z naszego regionu Aspres (to ta część Roussillon gdzie mieszkamy) - Marithé MASO.



Jej przepisy pochodzą z sąsiedniej wioski Passa, skąd wywodzi się autorka i jej rodzina.

Oto składniki na bunyetes z Passa.
  • 1 kg mąki (i ewentualnie trochę więcej jeśli trzeba dosypać)
  • 6 jaj
  • 2 cytryny
  • 10 dkg cukru
  • 10 dkg masła
  • 0,5 łyżeczki soli
  • 2,5 dkg drożdży (świeżych, nie suszonych)
  • mała szklanka mleka (ok.150 ml)
  • 1 łyżka wody o aromacie kwiatu pomarańczy (można zastąpić olejkiem pomarańczowym)
  • 1 litr oleju słonecznikowego do smażenia


Do wyrobienia ciasta potrzebne jest spore naczynie. My mamy ogromna makutrę po babci.
Rozpuścić drożdże w ciepłym mleku. 
Rozpuścić masło w kąpieli wodnej (lub mikrofalówce:) 
Wsypać do makutry mąkę, startą skórkę z umytych cytryn, sól i cukier. Wymieszać i zrobić pośrodku dołek. 
Dodać rozbełtane jajka, mleko z drożdżami, rozpuszczone masło i wodę z aromatem kwiatu pomarańczy.
Ciasto wyrobić rękoma. Jeśli klei się za bardzo, to dosypać mąki.
Przykryć czystą ściereczką i odstawić na ok. 4 godziny do wyrośnięcia.

Gotowi, do startu, start !
Typowa dla tych okolic makutra po babci


Ciasto przed wyrośnięciem
rośnie, rośnie, rośnie... 4h

Az w końcu urosło..:)

Na stole kładziemy czyste białe prześcieradło (tak, my zrobiliśmy zgodnie z tradycją :). Pracowaliśmy nad tym w cztery osoby :)
Prześcieradło posypujemy mąką , wykładamy ciasto i kroimy na mniejsze kawałki. Z każdego kawałka wyrabiamy cienki placek rozciągając go jak ciasto na mini-pizzę rękoma lub na kolanie (oczywiście na czystej ściereczce. Niekiedy nie ma wyjścia i trzeba sobie dopomóc wałkiem, ale według tradycjonalistów to już jest pójście na łatwiznę  :)






W dużym głębokim naczyniu rozgrzewamy olej słonecznikowy. Ja użyłam swojej ogromnej misy do smażenia konfitur, ale można smażyć w dużej patelni). Po usmażeniu z obu stron należy je osuszyć kładąc na papierowych ręcznikach lub serwetkach.








Następnie posypać cukrem (zwykłym, nie cukrem-pudrem). 
Można też do ciasta dodać łyżkę miodu, żeby bunyetes były mniej kruche. Albo też pokropić gotowe już bunyetes słodkim winem Muscat de Rivesaltes (w tym samym celu). My akurat mamy swoje Muscat de Rivesaltes, więc nim właśnie pokropiliśmy gotowe już bunyetes. (W korku trzeba wyżłobić malutki rowek wzdłuż i zakorkować ponownie butelkę. Mamy wtedy butelkę-kropidło:)




W resztek ciasta robi się ludzika
zwanego "ninotte"


A oto efekt końcowy!





*****

Wczoraj było w południe wyjątkowo ciepło i tylko wiał lekki wiaterek. 
Zaryzykowaliśmy więc i  udało nam się zjeść nasze skromne śniadanie wielkanocne na tarasie. 


Wielkanocny stół na tarasie:)
Główne danie to omlet wielkanocny (przepis  kuchni regionalnej
z młodymi karczochami, młodą czerwoną cebulką, dzikimi szparagami i
katalońską wędliną  podobną do kaszanki, ale bez kaszy:).
Bunyetes widać u góry z lewej, a to zielsko pośrodku, to właśnie
dzikie szparagi ale dla ozdoby, bo te do jedzenia były w omlecie)
Lniane serwetki z pisankami oczywiście z Polski:)


Pierwszy posilek na zewnątrz od początku roku! 
A dziś juz padało przez cały dzień.
To chyba Pani Wiosna zrobiła nam Śmingus-dyngus...

Na koniec chciałabym wam pokazać zdjęcie dzikich szparagów zebranych na łonie natury przez małżonka i mych synów w sobotę popołudniu. Rano w niedzielę poszli raz jeszcze na spacer i nazbierali drugie tyle....

A koszyk jest spory, bo ma 26 cm x 36 cm

Takie dzikie, młode szparagi mają dużo witamin
i są bardziej aromatyczne niż te uprawne.
Zjada się tylko czubeczki 4-5 cm ugotowane na wodzie.
To rarytas, którego za tydzień czy dwa nie będzie
już można znaleźć w garrigue (tak nazywa się
tutejsza roślinność pełna krzaczorów i chaszczy)

22 komentarze:

  1. Wesołych Świąt. Trafiłam do Ciebie dzięki Twojemu komentarzowi u truskawkowej Ani i zostaję. Bardzo lubię takie klimaty i smaki. A tych dzikich szparagów, to najzwyczajniej w świecie ZAZDROSZCZĘ!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Milo mi bardzo. Rozgość się :) Ciesze się, ze tak znana i obserwowana blogerka zainteresowała się mu jakże jeszcze młodym blogiem. A szparagi to rzeczywiście cudo. Nigdzie indziej takich nie jadłam.

      Usuń
  2. Wspaniałe są te placuszki Bunyetes! I pewnie jakie kaloryczne! Fonetycznie są bardzo bliskie "beignets" , nie sądzisz? Może są ich jakąś prastarą wersją? Zazdroszczę śniadania na powietrzu! W Paryżu nadal mroźnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaloryczne są i owszem. Pewnie dlatego robią je tylko raz do roku :)) Być może mają coś wspólnego z beignets (nie miałam okazji sprawdzić etymologii tego słowa). W sumie gdyby je nie rozciągać na placek, a zrobić kulkę i usmażyć, to w pewnym stopniu miałyby podobny smak. Zrobione jednak "na płasko" przypominają mi smakowo bardziej nasze faworki.
      Śniadanie na tarasie było miłą odmianą, bo i tu jest chłodniej niż zwykle. W zeszłym roku już w lutym kilka razy jadaliśmy w południe na tarasie. No i dobrze, że niedziela była akurat wczoraj, bo dziś już padało cały dzień i temperatura nieco spadła. Słowem mieliśmy wczoraj farta. A ja już się szykuje na ochłodzenie, bo jutro wieczorem koniec laby i ruszam na północ. Przyjdzie wyciągnąć z szafy botki i płaszcz :))

      Usuń
  3. Niesamowite potrawy! Nie słyszałam o nich, a te szparagi wyglądają niesamowicie i muszą byc przepyszne. Smacznego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szparagi były rzeczywiście pyszne. Bardziej pachnące szparagami niż te sklepowe, ale i delikatniejsze w gotowaniu :)

      Usuń
  4. Uwielbiam szparagi!! Niestety w Polsce pojawią się dopiero za około miesiąc- już nie mogę się doczekać! A te na Twoich zdjęciach wyglądają strasznie smakowicie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Były smakowite :) Miesiąc szybko minie, byle tylko przestał w końcu padać w Polsce śnieg ....

      Usuń
  5. A wiesz, Niko? te ciasteczka przypominają mi nasz "kopiec mrówek", też takie bąblaste, polane chyba miodem, posypane makiem; nigdy ich nie robiłam, tylko widziałam zdjęcia w gazetce; u mojej mamy w ogródku rosły takie szparagi, ale jako ozdobna roślina, pierzaste krzaki w swym rozkwicie, i jako dodatek do bukietów; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie słyszałam o "kopcu mrówek"... Może kiedyś zdecydujesz się na taki eksperyment i napiszesz na ten temat?
      Co do szparagów, to ja dopiero w Roussillon widziałam dzikie szparagi, bo asparagusy rosną sobie dziko. Nie wiem czy to moda przeminęła, ale do bukietów we Francji się ich raczej nie używa.
      Pamiętam z dzieciństwa "goździki z asparagusem" jako wytworny bukiet PRL-u :)))

      Usuń
  6. Hm, Niko u Ciebie każdy znajdzie coś dla siebie... Ciasto - prawdę mówiąc nie jestem fanem faworków i faworkopodobnych wyrobów.
    ALE TE SZPARAGI!!!!!!!!
    Słuchaj, kiedyś już byłam autostopem w Barcelonie, jak tak będziesz kusić, to w końcu wyjdę gdzieś na drogę i ruszę na południe! :) Szok, szok, szok. Prawdziwe zielsko - i do tego mówisz, że dzikie? U nas nawet mleczy jeszcze nie ma...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doszły do mnie słuchy, że jutro znów ma padać śnieg w Warszawie... TO jest dopiero szok!
      Ja się choć trochę ogrzałam przez te parę dni w domu i jakoś łatwiej mi teraz znieść +1°C w Brukseli, bo tyle właśnie widzę na termometrze:)
      Jeśli chcesz zdążyć na tegoroczne szparagi, to powinnaś już ruszyć w te autostopową drogę:) No ale potem przyjdzie okres zbierania ślimaków na grillowanie , w czerwcu będziemy zbierać tymianek do suszenia, na jesieni kasztany jadalne i dziką różę na syrop pełen witamin. To wszystko skarby dzikiej natury i każdy może po nie sięgnąć jeśli chce. No i są jeszcze grzyby i owoce z ogródków u siebie i u znajomych: figi, cytryny, granaty, pomarańcze, morele, brzoskwinie...
      Dobra nie będę już kusić :) bo jeszcze cię tam śnieg zasypie na stopie. Poczekaj może chociaż aż się ociepli :)))

      Usuń
  7. Hej Nika, smakowicie tu u ciebie! :) Pozdrawiam bardzo serdecznie z zasnieżonej Polski :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj jak zazdroszczę tego śniadaniowania na zewnątrz, a te bunyetes wyglądają pysznie :)


    http://designdetector.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam serdecznie! Jeszcze trochę i wszyscy będziemy mogli śniadaniować na zewnątrz. Ja obstawiam, że po tak długiej zimie zrobi się w Polsce od razu prawdziwe lato :)
    Bunyetes były pyszne, ale nie ma po nich już śladu. W trosce o własną linię rozdałam trochę dookoła:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedyś ludzie byli bliżej siebie.Tak jak piszesz,gdy babcia robiła bunyetes to zajadała się nimi cała ulica.Dziś brak tej bliskości między sąsiadami.
    Szparagi wygladają przepysznie,a jaka intensywna zieleń od nich bije(zamarzyła mi się nasza wiosenna )
    Pozdrawiam ser4decznie:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Teniu! To prawda, że bliskość między sąsiadami zanika. U nas na wsi widać to szczególnie w nowej części. Ale wśród rdzennych mieszkańców zachowały się pewne tradycje wzajemnej pomocy. Mieszkańcy nowych willi są anonimowi, pracują w pobliskich miastach i do domu wracają jak do sypialni.
      Pozdrawiam i zapraszam :)
      Nika

      Usuń
  11. Ninotte jest fantastyczny! I nawet zachowuje formę po wysmażeniu. Ale to chyba ryzykowne tworzyć jednego ludzika, jeśli w domu znajdują się dzieci. Pewnie każde chciałoby go spałaszować! :) Sama chętnie spróbowałabym tych dzikich szparagów, zwłaszcza ze tak szybko znikają.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz racje z tymi dziećmi. Moje są już na tyle duże, ze jeden Ninotte nie stanowił to kłopotu, ale dla maluchów mógłby to być powód do niesnasek :)

      Usuń
  12. Te smakołyki wyglądają smakowicie :)
    O.

    OdpowiedzUsuń